piątek, 29 marca 2013

ROZDZIAŁ 26

Z perspektywy Zuz:
Te siedzenie w szpitalu, to był istny koszmar. Cieszymy się niesamowicie, że Jay żyje. Co prawda, ze szpitala jeszcze wyjśc nie może, ale najważniejsze, że po prostu żyje.
 Dzisiaj wraca do nas Kate. Z tego co wiem, ma przyjechać ze swoim chłopakiem. Nie mogę się doczekać aż go poznam.
Zbliżała się 9:30, Nathan dopiero się budził, a ja przygotowywałam śniadanie. Przygotowałam tosty, które chłopak uwielbiał.
-Mmm.. Co tak ładnie pachnie? - zapytał, wchodząc do kuchni.
-Zgadnij. - powiedziałam i delikatnie go pocałowałam.
-Tosty! - krzyknął po chwili. - Jesteś kochana!
Po chwili siedzieliśmy już przy stole i zajadaliśmy się śniadaniem.
-Co dziś robimy? - zapytałam po skończonym posiłku.
-Hmm... Pójdziemy odwiedzić Jay'a, a później możemy się przejść po Londynie, tak jak w tedy kiedy uciekliśmy. - zaproponował.
-Świetnie!
Poszliśmy na górę i zaczęliśmy wybierać ciuchy. Było dzisiaj dość ciepło, więc Nathan postawił na bluzkę z napisem "GAME OVER" i do tego zwykłe spodnie. Ja ubrałam czarne rurki, jasno-niebieską bluzkę z krótkim rękawkiem a na to szary sweterek. Nathan oczywiście narzekał, że tak długo się szykuję, no ale cóż.. Około 13:15 wyszliśmy z domu. Postanowiliśmy się przejść na pieszo. Do szpitala doszliśmy po około dwudziestu minutach. Szliśmy schodkami do góry, aż w końcu znaleźliśmy się w sali Jay'a.
-Czeeeść. Jak się czujesz? - zapytałam i przytuliłam go na ile to było możliwe.
-A dziękuję, dobrze. - odpowiedział.
Ze szpitala wyszliśmy około 14:00. Udaliśmy się na przechadzkę po Londynie, tak jak w tedy. Wzięliśmy aparat, więc zrobiliśmy kilka fotek. Byliśmy właśnie obok Big Ben'a gdy podbiegła do nas jakaś dziewczyna. Zaczęła piszczeć, krzyczeć. No tak, chodziło o Nathana. Zaczęła krzyczeć, że go kocha, że jest dla niej wszystkim. Szczerze? Bawiło mnie to. Chciało mi się śmiać, ale w pewnym sensie trochę ją rozumiałam. W końcu, nie codziennie spotyka się swojego idola na ulicy. Nathan podszedł do niej i po prostu ją przytulił. Nie byłam zazdrosna, dziewczyna właśnie spełniła swoje marzenie. Wszystko było dobrze, zrobili sobie zdjęcie, dał jakiś autograf, ale później.. Później ona tak po prostu rzuciła mu się na szyje i go pocałowała. Tak, w tedy byłam zazdrosna. Na szczęście chłopak ją odepchał.
-Przepraszam, jestem z nią. - zwrócił się do fanki, podszedł i mnie przytulił. 
W tedy coś się w niej zagotowało. Wzrok miała jakby chciała mnie zabić. Zaczęła wyzywać mnie i Nathana. Krzyczała do Nathana, że złamał jej serce, że już nigdy nie będzie go kochać. A do mnie, że nie zasługuję na niego. Na koniec krzyknęła, że jeszcze pożałuję, a po chwili odeszła.
-Boże, kolejna psychofanka.. - westchnął chłopak.
Ta dziewczyna, zepsuła nam cały dzień. Nathan jeszcze nigdzie nie pisał, nie mówił, że ze mną jest. Wiedziały o tym tylko fanki, które spotkały nas gdzieś na ulicy, tak jak ta. Kilka z nich, gdy nas zobaczyło zaczęło płakać, inne zaś się cieszyły, jednak tylko ta wpadła w szał. Szczerze mówiąc, boję się gdy Nathan rozgłośni o nas, całemu światu, ale trzeba będzie to zrobić. Nie może dłużej okłamywać fanów..
Zbliżała się 19:00. Usłyszeliśmy dzwonek do drzwi. Pobiegłam by otworzyć. Zobaczyłam Kate i jej chłopaka. To dość wysoki blondyn, z dużymi, pięknymi, niebieskimi oczami. Ślicznie razem wyglądali. Pasowali do siebie.
-Hej! - krzyknęłam i przytuliłam Kate.
Cieszyłam się, że wróciła. Tęskniłam za nią. Po chwili przyszedł do nas Nath.
-A więc tak.. Poznajcie Martina. - uśmiechnęła się Allis.
-Cześć. Jestem Zuz, a to jest Nathan. - wskazałam na mojego chłopaka. -  Miło nam Cię poznać.
-Mi również miło. - uśmiechnął się.
Zaprosiliśmy ich do salonu. Poznaliśmy się lepiej. Martin był bardzo miły i sympatyczny. Naszykowałam cisto i zrobiłam kawę. Wieczór spędziliśmy w czwórkę.


___________________________
I jak się podoba? :)
Dzięuję za komentarze do wcześniejszego rozdziału! :)
Miło mi bardzo, że komuś podoba się mój blog.
Jeśli są jakieś błędy, to bardzo przepraszam, ale pisałam na szybko.
Przepraszam też, że tak późno ale karę miałam.
Mam nadzieję, że się nie gniewacie ;)
Zapraszam do komentowania :)

sobota, 16 marca 2013

ROZDZIAŁ 25

Zadzwonił telefon.. Spojrzałem na wyświetlacz. To Max. Teraz nadeszła chwila prawdy. Cholernie się bałem. Bałem się tego co usłyszę. W tym samym czasie Allis się obudziła. Każdy siedział ze łzami w oczach. Ale co ma być, to będzie. Odebrałem telefon.
-Młody.. - zaczął Max.
-Nie 'Młoduj' mi tutaj tylko gadaj.. - powiedziałem zdenerwowany.
Chciałem już usłyszeć. Ale i tak cholernie się bałem.
-No dobrze, dobrze. Nie denerwuj się tak. Jay.. on..
-No co?! - krzyknąłem.
-Żyje! - krzyknął.
Odetchnąłem z ulgą. Cały strach odszedł w nie pamięć.
-Operacja przebiegła pomyślnie. - dodał po chwili. - Jay teraz śpi, ale możecie do niego przyjechać. Allis na pewno by chciała. Tak więc czekamy.
Rozłączyłem słuchawkę. Spojrzałem na dziewczyny. Wszystkie siedziały i trzymały kciuku. Każda z nich przygryzała wargi i prawie płakała. Znaczy Allis płakała..
-No gadaj! - w końcu krzyknęła Nereesha.
-No więc muszę wam powiedzieć iż...
-Iż co? - zapytała All przez płacz.
-Jay żyje! Wszystko dobrze przebiegło! - krzyknąłem.
Dziewczyny zaczęły się cieszyć, Allis odetchnęła z ulgą. To koniec. Koniec zmartwień.
-Widzisz?! Widzisz Allis?! Jay jest silny! Mówiliśmy że tak będzie! - krzyknęła Zuz.
-Dobra, koniec tego cieszenia. Zbierajcie się i jedziemy do szpitala. - powiedziałem.
Ruszyliśmy do auta, a po chwili byliśmy już na miejscu. Pobiegliśmy na górę. Pozwoliliśmy Allis iść do Jay'a pierwszej. Samej. To dobrze jej zrobi.
Z perspektywy Allis / u Jay'a w sali:
Tak cieszyłam się, że on żyje. Tak, straciłam wiarę. Jednak wszystko jest dobrze. Nigdy nie wybaczę sobie, że nie wierzyłam. Usiadłam na krześle i złapałam jego rękę.
-Jay.. - powiedziałam jakby sama do siebie. - Przepraszam.. Przepraszam, że w ciebie zwątpiłam. Nie powinnam. Jesteś dla mnie wszystkim. Cieszę się, że Bóg dał Ci jeszcze jedną szansę. Że dał ją nam.. Przepraszam..
Łzy zaczęły spływać mi po policzku. Było mi głupio, że w niego nie wierzyłam, jednak teraz jestem szczęśliwa że jest już po wszystkim. Że wszystko tak się skończyło. Nagle chłopak ścisnął moją rękę. Jeszcze bardziej się ucieszyłam.
-Kocham Cię.. - wyszeptał.
Nie mogłam uwierzyć w moje szczęście. Pierw spotykam tak cudownego chłopaka a później.. Wszystko dobrze się kończy. Miałam ochotę dziękować Bogu. Po chwili, gdy Jay otworzył oczy do sali wparowała reszta.
-Dobrze widzieć uśmiech na twojej twarzy. - zwróciła się do mnie Zuz.
Teraz liczył się dla mnie tylko Jay. Kochałam go. Cieszę się że go mam.



_____________
Jest 25. Przepraszam że taki krótki ale jakoś nic mi do głowy nie wpada.
Wiecie jak to jest.. Brak weny po prostu. No cóż :) Zapraszam do komentowania.
+mam prośbę. Lajkniecie?  Z góry bardzo dziękuję :) http://www.facebook.com/photo.php?fbid=579836825360740&set=pb.362560710421687.-2207520000.1363453744&type=3&theater

Proooszę.

Heej! Mam do was ogromną prośbę! Wiem, że nie powinnam tego pisać tutaj ale to dla mnie ważne. Do każdego kto czyta to opowiadanie i ma fejsa proszę o lajk do zdjęcia: http://www.facebook.com/photo.php?fbid=579836825360740&set=pb.362560710421687.-2207520000.1363442365&type=3&theater Z góry bardzo, bardzo dziękuję ♥
Dziękuję wam też za tyle wyświetleń ♥ Jesteście cudowni :)

środa, 13 marca 2013

ROZDZIAŁ 24

Około 6:40 rano, lekarz powiadomił nas, że stan Jay'a się pogorszył. Potrzebna była jeszcze jedna operacja, ryzykowna, jednak tylko ona mogła pomóc. W niej były resztki nadziei. Wszyscy się zgodzili. Allis całą noc siedziała zapłakana, widać było, że ledwo daje radę.
-Allis.. Może pojedziesz z chłopakami do domu odpocząć? - zapytałam i pogłaskałam ją po ramieniu.
-N-nie.. Ja.. Muszę.. zostać.. - wyjąkała.
Była słaba psychicznie. Wyglądała jakby całkiem straciła nadzieję. Operacja zaczęła się o 7:00.
-Chodź. - powiedziała Kelsey do All. - Jedziemy do domu. Musisz odpocząć. Nie możesz tu siedzieć durgi dzień.
-Ale.. ja muszę.. - odpowiedziała.
-Kelsey ma rację. Twoje siedzenie tu i tak nic nie da. Co najwyżej pogorszy twój stan. - powiedziała Nereesha.
-Dokładnie. To wy jedźcie do domu, a my z chłopakami tu posiedzimy. - zatwierdził Tom. - A ty Nathan.. Wy też możecie jechać do domu.
-Jedziemy? - zapytał Nathan.
-Tak. Jedźcie. Na prawdę musicie odpocząć. - powiedziała mama Jay'a.
Próbowaliśmy przekonać Allis by pojechała do domu. Było trudno.. Nie chciała. Była uparta. W końcu siłą zaciągnęliśmy ją do auta. W tedy zaczęła jeszcze bardziej płakać.
-Allis.. Musisz jechać do domu się wyspać. Jeśli coś będzie z Jay'em chłopacy zadzwonią i cię powiadomią. Teraz najważniejsze jest żebyś odpoczęła. - powiedział Nathan.
-Zostawcie mnie! Nic nie rozumiecie! Jesteście jak małe dzieci! On i tak z tego nie wyjdzie! Chcę być z nim w tych ostatnich chwilach.. - wydarła się.
-Ostatnich chwilach?! Słyszysz co ty gadasz?! Niby tak go kochasz, a nadziei jakoś zero! Łohoho, ale miłość! Ty chyba chcesz żeby on odszedł! - kontynuował Nath.
-Nathan, spokojnie! - sama krzyknęłam.
-Nienawidzę cię.. - zasyczała Allis.
Z perspektywy Nathana:
Z Jay'em było coraz gorzej.. Ale ta dziewucha Allis mnie już wkurzała. Wszyscy jakoś wierzyli, że Jay z twgo wyjdzie, że wszystko będzie dorze a ona.. Nawet nie próbowała uwierzyć. Tak, rozumiem że jej z tym ciężko, nam też, ale mamy wiarę. Wierzymy w to, że Jay jest silny i da sobie radę.
-No dobra, przepraszam, trochę przesadziłem.. - powiedziałem po chwili.
Nic nie odpowiedziała. W aucie panowała cisza. Po jakimś czasie znaleźliśmy się w domu.
-Allis, połóż się i spróbuj zasnąć. - powiedziała Nereesha.
-Nie... - odpowiedziała.
Okryliśmy ją kocem i podaliśmy herbatę. Zrobiliśmy coś do jedzenia, bo w końcu po tylu godzinach siezenia w szpitalu nie da się nie być głodnym, jednak ona i tak nic nie ruszyła. Siedziała i patrzyła tym nie obecnym wzrokiem.
-A co jeśli on z tego nie wyjdzie? - powiedziała cicho.
-Wyjdzie. Na pewno. - powiedziała Kelsey i przytuliła ją.
-Jay jest silny. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze! - dodałem.
Zaś zaczęła płakać. Była totalnie załamana.
-Masz, weź to. - powiedziała Zuz podając jej tabletkę i szklankę wody.
Tak jak myślałem, tabletka była na uspokojenie. Po jakiś 30 minutach dziewczyna zasnęła w salonie.
-A co jeśli ona ma rację? - zapytałem cicho i spuśiłem głowę.
Sam zastanawiałem się czy Jay z tego wyjdzie. To na prawdę skomplikowana operacja. I w dodatku bardzo ryzykowna. Sam powoli traciłem nadzieję.
-Co?! Ty też?! Serio?! Serio też nie wierzysz w Jay'a?! - krzyknęła Kelsey.
-Wierzę.. Ale.. Jest jakieś 50% możliwości, że z tego nie wyjdzie..
-Ale jest też 50% że wyjdzie. I na pewno wyjdzie. Nie możemy teraz tracić wiary! Musimy być z Jay'em. Musimy w niego wierzyć. - dodała Zuz.
Spojrzałem na zegarek. Zbliżała się 9:30. Operacja powinna się już kończyć. Teraz pozostało nam czekać na telefon chłopaków...



_____________________
No więc jest.. Tak wiem, trochę nudne ale jakoś tak wyszło xd
Zapraszam do komentowania :)

niedziela, 10 marca 2013

ROZDZIAŁ 23

9:30 rano. Dziś moi rodzice wylatują do Polski. Z jednej strony bardzo się cieszę, a z drugiej będę za nimi tęsknić.. No cóż. Nathan stwierdził, że podwiezie ich na lotnisko.
-Zuz, pośpiesz się trochę, bo nie zdążymy na samolot! - krzyczał z dołu tata.
Nath z tatą poszli zanieść walizki do auta, a ja jeszcze chwilę rozmawiałam z mamą.
-Będę za wami tęsknić. - wyznałam.
-My za tobą także. - odpowiedziała. - Ale będziemy często telefonować. Poza tym, przyjedziemy was odwiedzić za kilka miesięcy.
Odpowiedziałam uśmiechem i się do niej przytuliłam. Po chwili zawołał nas tata, po czym wszyscy wsiedliśmy do auta i pojechaliśmy na lotnisko.
-Będę za wami tęsknić. Kocham was. - powiedziałam chwilę przed odlotem samolotu.
-My jeszcze bardziej. Ale pamiętaj.. - zaczął ojciec. - Nie rób żadnych głupst. Zadbaj jakoś o siebię. Wiesz gdzie masz pieniądze. Nie wydawaj ich od razu. Po prostu nie rób niczego czego później będziesz żałować.
-Oczywiście. - przytuliłam się do niego.
-A ty chłopcze.. Opiekuj się nią. - zwrócił się do Nathan'a. - kochaj tak jak kochasz, i mam nadzieję, że jej nie skrzywidzisz. Tak jak obiecałeś.
-Obiecuję. Jest przy mnie bezpieczna. - zapewnił.
Później mama dodała jeszcze kilka słów, aż w końcu musieli odlecieć. Trochę ciężko było mi się z nimi rozstać, jednak z drugiej strony czuję się świetnie.
-No to co? Jesteśmy wolni! - krzyknęłam do Nathana gdy odlecieli.
-Tak. Ale musisz na siebię i tak uważać. Tak jak powiedział twój ojciec.
-Tak, tak, wiem. - oznajmiłam i pocałowałam go.
Cieszyliśmy się chwilą, gdy nagle do Nathana zadzwonił telefon.
Z perspektywy Nathana / rozmowa przez telefon:
-Halo? - zapytałem.
-Młody, tu Tom, jest mały problem.. - powiedział.
-No o co chodzi?
-Jay.. Mieliśmy ostatnio imprezę, rano miał kaca i najwidoczniej jeszcze mu nie przeszło.. Szedł właśnie do sklepu i telefon do nas zadzwonił.. Szpital.. Jakoś szedł aż pod auto wszedł.. - wyjaśnił.
-Co?! Jak pod auto?! - wydarłem się. - Czy wy do cholery zawsze musicie imprezować?! Później widzisz co się dzieje! Gdzie jesteście?
-No w szpitalu. Na pierwszym piętrze. - oznajmił.
-Już jedziemy. - powiedziałem i się rozłączyłem.
-O co chodzi? - zapytała Zuza.
-Jay wylądował w szpitalu. Musimy tam jechać. - wyjaśniłem.
Nie pytając o szczegóły wsiadła do auta. Przez całą drogę zastanawiałem się co mu się stało. Czy to coś poważnego? Czy wyjdzie z tego? Nie wiedziałem. Był moim najlepszym przyjacielem, zawsze mogłem mu się wygadać. Porozmawiać z nim. Nie wiem, co bym zrobił gdyby go zabrakło..
Po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce. Ruszyliśmy na pierwsze piętro. Reszta zespołu krzątała się na korytarzu. Tom chodził nerwowo tam i z powrotem, Allis strasznie płakała, Max ją uspokajał, a reszta prestraszona siedziała na krzesłach.
-Allis.. Nie płacz! Wszystko będzie dobrze. - podeszła do niej Zuz.
-Nic do cholery nie będzie dobrze! On pewnie z tego nie wyjdzie.. - rozpłakała się jeszcze bardziej.
-Jay to silny facet, da sobie radę. Na pewno. Na 100% z tego wyjdzie! - zapewniała ją Nereesha.
Nagle z sali wyszedł lekarz.
-I co? Wyjdzie z tego? Co z nim? - obsypywała pytaniami All.
-Nie wiem.. Będzie potrzebna operacja. Przyszedłem zapytać o zgodę. - powiedział.
-Allis zgadzasz się? Jesteś najbliższą mu rodziną tutaj. - powiedziałem.
-Tak.. - wymamrotała.
Płakała tak mocno, że nie dało jej się uspokoić. Lekarz wrócił na salę, a Siva zadzwonił po rodzinę Jay'a. Musieli o wszystkim wiedzieć. Akurat byli daleko, więc mogli się zjawić najwcześniej za cztery godziny.
Z perspektywy Nereeshy:
Allis powoli się uspokoiła. Po jakimś czasie wstała, wytarła łzy, wzięła torebkę i pobiegła do łazienki. Pobiegłyśmy za nią. Zamknęła się w jednej z kabin. Zaś było słychać płacz. W końcu usłyszałyśmy jąknięcie z bólu, i ujrzałyśmy plamę z krwi. Po chwili jakoś poradziłyśmy sobie z otworzeniem drzwi. Allis siedziała na połodze, obok niej była plama krwi a w jej ręce znajdowała się żyletka. Zrobiła tylko kilka nacięć, więc nie straciła przytomności.
-Allis! Co ty do cholery robisz! - wydarła się Kelsey.
-To nie ma sensu.. On i tak z tego nie wyjdzie.. Więc ja też nie mam po co żyć.. - wyjąkała.
-Wiesz co Jay by poczuł gdyby cię taką zobaczył? A co jeśli akrat z tego wyjdzie?! W ogóle o nim nie pomyślałaś! - krzyknęłam.
Wywlokłyśmy ją z kabiny i przemyłyśmy rękę. Później zaprowadziłyśmy ją na korytarz.
-Boże, dziewczyno! Coś ty zrobiła?! - krzyknął Max gdy zobaczył jej rękę.
-Allis.. Musisz być silna.. Silna dla Jay'a. Musisz wierzyć, że on z tego wyjdzie. A tak na pewno będzie. Nie możesz się załamywać. Musisz po prostu wierzyć. - powiedziałam.
Po dłuższym czasie, w szpitalu zjawili się rodzice chłopaka. Wiedzieli już wcześniej, że Allis z nim jest. Starali się ją jakoś pocieszyć, jednak im też w oczach kręciły się łzy. Wszystkim było ciężko. W szpitalu spędziliśmy całą noc.



____________________________________
Trochę dużo czasu minęło, aż napisałam, ale jest :)
Proszę o kom. :)
I dziękuję za 1000 wyświetleń *.*
Łapcie wspaniałą piątkę :D

sobota, 2 marca 2013

ROZDZIAŁ 22

-No, to słuchamy. - z zaciętym wzrokiem popatrzył na mnie jej ojciec.
-Mogą Państwo wierzyć lub nie, ale .. Ja ją kocham! Dlaczego uciekliśmy? Chcieli Państwo wywieźć ją na drugi koniec świata! Nie wytrzymałbym bez niej.. Kocham ją bez względu na wszystko. Tak, rozumiem, martwicie się o nią. Nie dziwię się. Jestem od niej starszy o dobre 3 lata, ale to nie zmienia faktu, że ją kocham. Jest dla mnie wszystkim! Na prawdę, zrobię wszystko by ją chronić. Nie pozwolę jej skrzywdzić. Jakie kolwiek by były konsekwencje, nie dam jej zranić. A już na pewno, ja będę starał się jej nie zranić. Kochałem, kocham, i będę ją kochał. Na prawdę tak trudno to zrozumieć? Na prawdę ją kocham! Dlaczego nie chcecie jej szczęścia? Opowiadała mi wiele o swojej przeszłości, i z tego co wiem jakoś nie była szczęśliwa w Polsce. A później? Patrick.. Jej były chłopak, przez którego ostatnio wylądowałem w szpitalu. Ale nieważne. Na prawdę, nie rozumiem czemu do cholery, nie chcecie jej szczęścia?! A może chodzi o to, że przez to, że jestem sławny myślicie, że to będzie tak, że się nią pobawię i zostawię? Nie. Nigdy. Obiecuję ją chronić, troszczyć się o nią, ale proszę.. pozwólcie nam się chociaż spotykać.. - powiedziałem wszystko co chciałem.
-Uh.. Nie no, zatkało nas. - wyznała jej mama.
-Proszę Cię, pójdź na górę po Zuzę, chcemy teraz z nią pogadać. - wyjaśnił ojciec dziewczyny.
Zrobiłem co kazał. Zapukałem lekko w zamknięte drzwi pokoju.
-Idź.. Nie chcę nikogo widzieć.. - powiedziała.
-Zuz.. To ja. Proszę otwórz. Twoi rodzice chcą z Tobą pogadać.
-Nie chcę z nimi gadać.. - powiedziała otwierając drzwi.
Spojrzałem jej głęboko w oczy. Była zapłakana, włosy roztrzepane. Widać było, że jest jej teraz ciężko. Podszedłem i po prostu ją przytuliłem.
-Nathan.. Co oni ode mnie chcą? - zapytała.
-Nic, poprostu pogadać. Ja też z nimi gadałem. Nie było tak strasznie. Idź. Czekają tam na Ciebie. - pocałowałem ją w czoło.
-No dobrze.. Ale jeśli to nic nie da.. Nie wiem co zrobię..
-Poradzimy sobie! - zapewniłem, jednak nie byłem tego taki pewnien.
Nie wiem czy bym wytrzymał bez niej.. To było by straszne.. Usiadłem na łóżku i trzymałem kciuki, by jej rodzicą serca zmiękły.
Na dole/perspektywa Zuz:
-Co chcecie? - warknęłam.
-Chcemy Cię tylko o coś spytać.. - oznajmiła mama.
-No więc co? I tak zepsuliście mi życie, możecie psuć dalej. Wasze pytania i tak mnie nie zaskoczą. - powiedziałam.
-Kochasz go? - zapytał tata.
-Co?! - zapytałam, jednak byłam trochę zaskoczona, tego pytania się nie spodziewałam.
-No kochasz go czy nie? - zadał ponownie pytanie.
-Tak! Kocham.. Tylko przy nim czuję się bezpiecznie.. Nawet nie wiecie ile dla mnie zrobił! A wy chcecie tak po prostu to wszystko zepsuć! - łzy podplynęły mi do oczu.
-Idź po niego. - powiedział zaś ojciec.
Po chwili zjawiłam się na dole już z Nathanem.
-No?! Co zaś wymyśliliście?! - krzyknęłam wściekła.
-Zuz.. Spokojnie. - szepnął Nath i przytulił mnie do siebie.
-Musimy uszanować waszą decyzję.. Waszą miłość.. Zrozumieliśmy to.. - zaczęła mama.
-Że.. że co? Wy.. wy tak na prawdę? - powiedziałam zdumiona.
-Tak. Na prawdę. Przemowa twojego chłopaka nas urzekła. Zrozumieliśmy, że jesteś przy nim bezpieczna. - wyjaśnił ojciec.
-Nathan? Jak to zrobiłeś? - zapytałam i rzuciłam mu się na szyję.
-Tak więc.. My wylatujemy do Polski. Co prawda już jutro. Nie na stałę, na kilka miesięcy. Wy możecie mieszkać tu razem. Nie mamy nic przeciwko. Jesteś bezpieczna, teraz to wiemy. Przy tym chłopaku na pewno nic Ci się nie stanie. - powiedział tata.
-Dziękujemy. - uśmiechnął się Nathan.
-Nathan.. Chłopcze.. Przepraszam Cię. Nie powinienem nazywać Cię gówniarzem. Na prawdę przepraszam.. - zwrócił się do Natha ojciec.
-Nie ma sprawy. - uśmiechnął się ponownie chłopak.
-To co? Wszystko wyjaśnione? - zaśmiała się mama.
-Pewnie! Dziękujemy wam! Też przepraszam.. - powiedziałam.
Mama podeszła i przytuliła mnie. Później poszła do Natha i także go przytuliła. Po chwili poszliśmy z Nathan'em na górę. Chłopak "rzucił" mnie na łóżko i zaczął namiętnie całować. Byliśmy szczęśliwi. Po prostu szczęśliwi, że wszystko tak się skończyło.



_________________
Także tego.. 22 jest ;)


A co sądzicie o Harlem Shake? :D http://www.youtube.com/watch?v=z6b7zfSe2AQ