środa, 13 marca 2013

ROZDZIAŁ 24

Około 6:40 rano, lekarz powiadomił nas, że stan Jay'a się pogorszył. Potrzebna była jeszcze jedna operacja, ryzykowna, jednak tylko ona mogła pomóc. W niej były resztki nadziei. Wszyscy się zgodzili. Allis całą noc siedziała zapłakana, widać było, że ledwo daje radę.
-Allis.. Może pojedziesz z chłopakami do domu odpocząć? - zapytałam i pogłaskałam ją po ramieniu.
-N-nie.. Ja.. Muszę.. zostać.. - wyjąkała.
Była słaba psychicznie. Wyglądała jakby całkiem straciła nadzieję. Operacja zaczęła się o 7:00.
-Chodź. - powiedziała Kelsey do All. - Jedziemy do domu. Musisz odpocząć. Nie możesz tu siedzieć durgi dzień.
-Ale.. ja muszę.. - odpowiedziała.
-Kelsey ma rację. Twoje siedzenie tu i tak nic nie da. Co najwyżej pogorszy twój stan. - powiedziała Nereesha.
-Dokładnie. To wy jedźcie do domu, a my z chłopakami tu posiedzimy. - zatwierdził Tom. - A ty Nathan.. Wy też możecie jechać do domu.
-Jedziemy? - zapytał Nathan.
-Tak. Jedźcie. Na prawdę musicie odpocząć. - powiedziała mama Jay'a.
Próbowaliśmy przekonać Allis by pojechała do domu. Było trudno.. Nie chciała. Była uparta. W końcu siłą zaciągnęliśmy ją do auta. W tedy zaczęła jeszcze bardziej płakać.
-Allis.. Musisz jechać do domu się wyspać. Jeśli coś będzie z Jay'em chłopacy zadzwonią i cię powiadomią. Teraz najważniejsze jest żebyś odpoczęła. - powiedział Nathan.
-Zostawcie mnie! Nic nie rozumiecie! Jesteście jak małe dzieci! On i tak z tego nie wyjdzie! Chcę być z nim w tych ostatnich chwilach.. - wydarła się.
-Ostatnich chwilach?! Słyszysz co ty gadasz?! Niby tak go kochasz, a nadziei jakoś zero! Łohoho, ale miłość! Ty chyba chcesz żeby on odszedł! - kontynuował Nath.
-Nathan, spokojnie! - sama krzyknęłam.
-Nienawidzę cię.. - zasyczała Allis.
Z perspektywy Nathana:
Z Jay'em było coraz gorzej.. Ale ta dziewucha Allis mnie już wkurzała. Wszyscy jakoś wierzyli, że Jay z twgo wyjdzie, że wszystko będzie dorze a ona.. Nawet nie próbowała uwierzyć. Tak, rozumiem że jej z tym ciężko, nam też, ale mamy wiarę. Wierzymy w to, że Jay jest silny i da sobie radę.
-No dobra, przepraszam, trochę przesadziłem.. - powiedziałem po chwili.
Nic nie odpowiedziała. W aucie panowała cisza. Po jakimś czasie znaleźliśmy się w domu.
-Allis, połóż się i spróbuj zasnąć. - powiedziała Nereesha.
-Nie... - odpowiedziała.
Okryliśmy ją kocem i podaliśmy herbatę. Zrobiliśmy coś do jedzenia, bo w końcu po tylu godzinach siezenia w szpitalu nie da się nie być głodnym, jednak ona i tak nic nie ruszyła. Siedziała i patrzyła tym nie obecnym wzrokiem.
-A co jeśli on z tego nie wyjdzie? - powiedziała cicho.
-Wyjdzie. Na pewno. - powiedziała Kelsey i przytuliła ją.
-Jay jest silny. Zobaczysz, wszystko będzie dobrze! - dodałem.
Zaś zaczęła płakać. Była totalnie załamana.
-Masz, weź to. - powiedziała Zuz podając jej tabletkę i szklankę wody.
Tak jak myślałem, tabletka była na uspokojenie. Po jakiś 30 minutach dziewczyna zasnęła w salonie.
-A co jeśli ona ma rację? - zapytałem cicho i spuśiłem głowę.
Sam zastanawiałem się czy Jay z tego wyjdzie. To na prawdę skomplikowana operacja. I w dodatku bardzo ryzykowna. Sam powoli traciłem nadzieję.
-Co?! Ty też?! Serio?! Serio też nie wierzysz w Jay'a?! - krzyknęła Kelsey.
-Wierzę.. Ale.. Jest jakieś 50% możliwości, że z tego nie wyjdzie..
-Ale jest też 50% że wyjdzie. I na pewno wyjdzie. Nie możemy teraz tracić wiary! Musimy być z Jay'em. Musimy w niego wierzyć. - dodała Zuz.
Spojrzałem na zegarek. Zbliżała się 9:30. Operacja powinna się już kończyć. Teraz pozostało nam czekać na telefon chłopaków...



_____________________
No więc jest.. Tak wiem, trochę nudne ale jakoś tak wyszło xd
Zapraszam do komentowania :)

2 komentarze: