poniedziałek, 14 stycznia 2013

ROZDZIAŁ 5

-Oo.. Patrzcie kogo my tu mamy.. Czyżby nasza Zuz i ten pedał z tego.. em.. The Wanted! - powiedział do kolegów Patrick.
-Odwal się od niego! - próbowałam bronić Natha.
-Zuz, kto to jest? - zapytał szeptem Nathan.
-Ten idiota... to mój były..
Przez jakiś czas Patrick wyzywał jeszcze Nathana, jednak on sobie nic z tego nie robił. Udawał jakby ich nie było. Lecz w końcu zaczęli wyzywać mnie. Nath w tedy nie wytrzymał. Wstał jak poparzony z ławki i rzucił się na Patricka. Do akcji przyłączyli się także koledzy tego idioty. Nathan nie miał z nimi szans.. Ich było pięciu a nas dwóch, z czego nie wiele mogłam zrobić, bo gdy tylko próbowałam jakoś pomóc Nathanowi jeden z nich wstał i przytrzymał mnie. Na dodatek uderzył. Ale to nic. Nie przejmowałam się tym. Patrzyłam na Nathana, który zwijał się z bólu, i zaczęłam płakać, że nie mogę mu pomóc. W końcu cała piątka zostawiła nas w spokoju. Podbiegłam do Nathana. Z nosa lała mu się krew, a on sam wzijał się z bólu.
-Nic Ci nie jest? - ledwo wydusił z siebie.
-Nathan.. Mi?! Mi nie jest nic! Gorzej z Tobą. Zadzwonię po karetkę. - zasugerowałam.
-Nie, proszę, nie dzwoń. Poradzę sobie - zapewnił, a po chwili podniósł się. Pomogłam mu dojść do ławki.
Nagle zadzwonił mój telefon. To mama.
-Cześć córciu - przywitała się.
-Cześć mamo. O co chodzi? - zapytałam.
-Przepraszam, że nie zostawiliśmy Ci żadnej karteczki ani nic, ale z powodów pracy, musieliśmy z tatą wyjechać na tydzień. W szafce w salonie zostawiliśmy Ci pieniądze. Mamy nadzieję, że sobie poradzisz.
-Pewnie. Nie ma sprawy - zapewniłam, bo już nie raz zosawałam sama na tyle w domu.
-To ja wracam do pracy, jeszcze raz przypraszamy. - powiedziała i rozłączyła słuchawkę.
Patrzyłam na Nathana. Pojedyńcze łzy spływały mi po policzkach.
-Zuz, czemu płaczesz? Co on Ci zrobił?! - zapytał.
-Nic. Poprostu jest mi strasznie źle, że nie mogłam Ci pomóc.
-Zuz.. Nic się nie stało! Nie obwiniaj się! Nic mi nie jest! - zapewniał.
-Nath, idziemy do mnie do domu! Przecież nie będziemy tu tak siedzieć! - powiedziałam, i pomogłam wstać chłopakowi.
Po chwili byliśmy już w domu. Wysłałam chłopaka, do łazienki, by przemył krwawiący nos. Później kazałam położyć mu się na kanapie.
-Ale Zuz.. nie trzeba!
-Kładź się! - nakazywałam.
W końcu mnie posłuchał. Przyniosłam mu kubek kakao. Gdy próbował się lekko podnieść by chwycić kubek do rąk, zaczął zwijać się z bólu.
-Nathan, co się stało? - zapytałam zaniepokojona i odłożyłam kubek na stół.
Chłopak nie umiał wydusić z siebie ani słowa. Zauważyłam że strasznie boli go brzuch.  Chłopak ledwo oddychał. Chwyciłam telefon i już miałam zdwonić po pogotowie, gdy Nath wydusił z siebie żebym tego nie robiła. W końcu zapewnił, że mu przeszło. Podałam mu jakieś leki na bóle brzucha.
-Zuz.. dziękuję.. To ja pójdę już do domu - próbował się podnieść jednak zaś dostał bólu.
-Nie ma szans, że Cię dziś z tąd wypuszczę. Sam widzisz co się dzieje. Gdy tylko próbujesz się podnieść zwijasz się z bólu. Wystarczy, że tylko wstaniesz a może się stać coś poważniejszego, dlatego z przyczyn zdrowotnych dziś śpisz tu. Nie mogę Cię wypuścić. Jeszcze by Ci się coś stało, a w tedy bym sobie nie wybaczyła, że Cię tak poprostu wypuściłam. Więc dziś się z tąd nigdzie nie ruszasz - oznajmiłam,
-Ale Zuz..
-Nie ma żadnego "ale"! Słyszałeś co powiedziałam!
-Ale, ja nie chcę sprawiać problemu..
-To nie problem. Nathan.. praktycznie pobili Cię przeze mnie, więc teraz nie mogę Cię z tąd wypuścić. A teraz podaj mi numer do kogoś z zespołu. Muszę im powiedzieć, że jesteś u mnie, żeby się nie martwili czy coś..
-Zawsze jesteś taka uparta? No dobrze.. I tak z Tobą nie wygram.. Czekaj, gdzieś tu mam karteczkę z numerem Tom'a. - zaczął grzebać w kieszeni. - Proszę! - podał mi kartkę.
Bez wahań od razu zadzwoniłam na dany mi numer. Powiedziałam co i jak, i wróciłam do Natha.
-Nathan.. Musisz jakoś dać radę się podnieść.. - oznajmiłam.
-Dlaczego? - zapytał.
-No przecież nie będziesz spał tutaj. Na górze jest dodatkowa sypialnia, tam jest większe łóżko. Będzie Ci tam lepiej. Pozatym obok jest mój pokój, więc jakby Ci się coś działo to krzycz.
-Nie, Zuz, naprawdę.. Nie trzeba. - zapewniał.
-Trzeba! - krzyknęłam i pomagałam mu się podnieść.
W końcu dotarliśmy na górę. Pomogłam mu położyć się do łóżka, a sama poszłam do swojego pokoju. Zasnęłam jednak nie na długo...

2 komentarze:

  1. Boże ale ty masz talent *.*
    juz nexta nie mogę się doczekac :>
    Weny :*

    OdpowiedzUsuń